Wylądowaliśmy w Kiszyniowie. I co
dalej? Trzeba było kupić bilet w drogę powrotną. Udało się, dosłownie cudem, kupić
ostatnie miejsca na pociąg nr 341 relacji Kiszyniów - Żmerynka pociągiem, który
leciał z Moskwy. Jechaliśmy wagonem płackartnym. Pociąg międzynarodowy.
W Kiszyniowie nie ma za dużo do
zwiedzania, a chcieliśmy jeszcze zaliczyć Cricovę, gdzie są winnice. Dostaliśmy
się tam marszurtką podmiejską linii 141. Pech chciał, że akurat o godzinie
16:00 odwołano zwiedzanie bo przyjechali jacyś dygnitarze. Ale się wściekłam…
Był upał, kawał jeszcze szliśmy, zmęczeni, spoceni a tu taki numer! Spotkaliśmy
przed winnicą Polaków – dwie dziewczyny i dwóch chłopaków. Chcieliśmy zapytać jak
tam jest i czy warto. Jeden z nich się odwraca i widzimy, że jest na rauszu.
:-) Opowiedział, że jest to wielkie, że zwiedza się samochodzikiem i że na
końcu jest degustacja. Jego słów nie zapomnę: „upili nas tam.” Jakby to była
ich wina organizatora. Hihihi.
Byliśmy rozczarowani i
niezadowoleni z zaistniałego faktu. Poszliśmy w ramach rekompensaty do
okolicznej restauracji na jedzenie i wino. Zakupiliśmy też w firmowym sklepie,
do którego nas skierowano, wina z owej winnicy o nazwie miejscowości Cricova. Muszę
przyznać, że winko smaczne.
Wróciliśmy tą samą linią
podmiejską do Kiszyniowa. Na ławce w parku zjedliśmy bagietkę z pysznym kawiorem.
Pierwszy raz mi smakowało. Ogólnie stroniłam od takich rzeczy bo dla mnie to
zmielony kuter rybacki i to strzelanie w zębach tej ikry… grrr… Ale rzeczywiście,
jak powiedział Robert, kawior trzeba umieć kupić. Nie należał do tanich i nie był czarny ani mały.
Potem udaliśmy się na zwiedzanie
Kiszyniowa. Zwiedziliśmy tyle, na ile nam pozwolił czas. Powiem tak: miasto jak
miasto, bez rewelacji, ale pochodzić można.
Pod koniec dnia wsiedliśmy do
pociągu wiozącego nas z powrotem do Żmerynki.
Jak pisałam wcześniej był to
pociąg międzynarodowy. Takie pociągi mają Warsa. :-) Łukasz już spał na górnym
łóżku. Otworzyliśmy wino, które kupiliśmy w Cricovej. Potem wymyśliłam sobie,
że chcę iść do Warsa bo nigdy nie byłam, a to był jeden z elementów, który chciałam
zaliczyć kiedyś w życiu. Okazja się nadarzyła więc czemu miałabym taka okazję
przepuścić. Ceny też znacznie niższe niż w Polsce czy Europie. Wchodząc do
wagonu restauracyjnego od razu zapachniało pysznie. Szkoda, że nie miałam
miejsca w żołądku bo bym z przyjemnością coś wciągnęła. Ostatecznie zostaliśmy
przy winie. Wypiliśmy dwa siedząc chyba ze trzy godziny tam. :-)
Kolejna moja zachcianka
spełniona. Echhh… jakie to rozkoszne uczcuie. :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz