niedziela, 12 lutego 2012

Góra Chełmiec

„Niedaleki Chełmiec uważaliśmy, dzieci, za świętą górę, sądząc, że na niej świat się kończy i że z jej wierzchołka wstępuje się do nieba. Ta osobliwa góra działa na mą wyobraźnię bez ustanku”.
Gerhard Hauptmann, Laureat Nagrody Nobla,
urodzony w Szczawnie-Zdroju.

Szczyt górski o wysokości 851m n.p.m. Niegdyś uznawany za najwyższy w górach wałbrzyskich. Dziś najwyższym wzniesieniem jest Borowa 854m n.p.m.
W 1888 zbudowano kamienną wieżę widokową o wysokości 22m (do dziś istniejącą i udostępniona do zwiedzania). Zbudowano maszt telekomunikacyjny o wysokości 69m. Od 1981 w wieży i na maszcie ulokowano wielką stację zagłuszającą fale Radia Wolna Europa. Obecnie maszt wykorzystywany jest przez telewizję i radio cywilne. Po lewej stronie od wieży widokowej znajduje się 35 metrowy krzyż wzniesiony przez Społeczny Zespół Budowy Krzyża. Nocą jest oświetlany dużymi reflektorami. Budowa krzyża wzbudziła wiele kontrowersji ze względu na ochronę środowiska, zniszczenie naturalnego piękna góry oraz wysokich kosztów i braku racjonalnego uzasadnienia dla tego projektu. Wszystkie budowle Chełmca, a zwłaszcza wieża RTV, są widoczne z kilkudziesięciu kilometrów przy dobrej pogodzie, ale najwyraźniej widać ten krzyż, który dla mnie jest poronionym pomysłem.
Nie wiem czemu złomiarze jeszcze go nie rozebrali? ;)

Niedziela. Dzień wolny od pracy. Na dworze śnieg i minusowa dwucyfrowa temperatura. Z braku dobrych planów na spędzenie dnia wpadłam na pomysł wycieczki na Chełmiec. Ostatnim razem byłam tam w podstawówce i niewiele z tego pamiętam.
Wyciągnęłam tam brata. Wzięliśmy psa. Trasę wybraliśmy przez Szczawno-Zdrój, do którego szliśmy piechotą około godziny, potem ku górze i wejście na szczyt niebieskim szlakiem. Wtedy nie wiedzieliśmy, że ten szlak jest najtrudniejszy i prowadzi pod górę prawie pionowo. Momentami wchodziliśmy prawie na czworakach, bo obuwie nie były przystosowane do takich ekstremalnych warunków. Dobrze, że chociaż były ciepłe. Po dużym wysiłku brodząc wysokim śniegiem dotarliśmy na szczyt po blisko trzech godzinach od wyjścia z domu. Wieża widokowa zamknięta, restauracja również, widoków zero przez wysokie drzewa. Słońce zaczęło zachodzić. Pstryknęliśmy parę fotek i heja na dół.
Pies nie chciał już iść, pod łapami porobiły mu się wielkie kule lodu. Co chwilę przystawaliśmy, bo kulał i kładł się na śniegu rozgryzając lód. Potem znów szliśmy dalej.
Wybraliśmy łatwiejszą i krótszą drogę prowadzącą do Boguszowa-Gorc. Zeszliśmy w 40 minut dość szybkim tempem bo zachodziło już słońce. Bałam się zostać w górach po zapadnięciu zmroku. Wracając trasą, którą przyszliśmy przed zmrokiem nie udałoby nam się opuścić lasu. Musielibyśmy chyba dzwonić po GOPR. :)
Na dole zapakowaliśmy się do nyski, która zawiozła nas do centrum. Mieliśmy się przesiąść na autobus miejski, który mijaliśmy po drodze, gdy zapytałam „idziemy do babci na ciepłą herbatę?”. Łukasz tylko bezsilnie pokiwał głową. Po 10 minutach piliśmy ciepły napój, jedliśmy ciasto i grzaliśmy kości. Aston spał. Za wiele z babcią nie porozmawialiśmy tak byliśmy zmęczeni. :) Oberwało mi się za wymęczenie i wychłodzenie psa. Dostał więcej jedzenia od nas.
Nie było nas w domu ponad 6 godzin.

Dziś mogę powiedzieć, że był to niekoniecznie dobry pomysł, ale mogę się jedynie uśmiechnąć. :)