Tak tak.
Ostatnio pisałam, że Francja jest moim kwietniowym celem, a dziś mogę napisać,
że jest moim krajem zamieszkania. Wyjazd z końcem sierpnia. Muszę spakować
całe moje życie w jedną walizkę i heja na zachód! Na razie tego w ogóle nie
czuję, że mam gdziekolwiek jechać, a co dopiero zamieszkać na stałe.
We Francji
spędziłam tydzień. Mieszkałam w Theizé (Rhone-Alpes) a odwiedziłam Lyon i
Villefranche-sur-Saône.
Tak więc:
Theizé (Rhone-Alpes) jest wsią którą
otaczają pola winogron. Cisza, spokój, słońce i dość chłodny i mocny wiatr w
kwietniu.
Podobają mi
się tam domy z kamienia (kamienne cegły). Bardzo efektownie to wygląda i
świetnie się spaceruje w wąskich uliczkach pomiędzy nimi. Jest tam
ładny cmentarz i kawiarnia w której nigdy nie napiłam się kawy bo w porze
popołudniowej w godzinach 13:00-15:00 jest zamknięta, a na mieście nie ma żywej
duszy. Nie chciało mi się biec przed 13:00 tylko po to, żeby napić się kawy.
Bardzo mocno i skutecznie odpoczywałam do 12:00. :)
Lyon jest dużym miastem z blisko pół
milionem ludzi i głęboką kulturą. Drugie co wielkości we Francji. Zabudowania stare mieszają się z nowymi ,
tzw. burdel architektoniczny. ;-) Ale
jest miastem ładnym w wieloma zabytkami.
Widać śmieci
na ulicach, mnóstwo czarnoskórych i arabów. Ci ostatni są zmorą państwa.
Villefranche-sur-Saône
jest miastem na 22 miejscu co do wielkości we Francji z
ludnością na poziomie trzydziestu tysięcy (dane na 1990r.). Leży w
rejonie Alp. Jest utaj kilka rzeczy do zobaczenia, ale nie należy się
spodziewać cudów. :-)